Takty w rozkładach ułatwiają podróż – a w MPK chcą ich likwidacji
Sprawdził się rozdział organizatora komunikacji (MZDiT) od wykonawcy (MPK) – taki można wysnuć wniosek obserwując sytuację w mieście. Organizator musi dbać o jakość, a operator o ekonomię firmy, co często się ze sobą kłóci. Ostatnim przykładem jest zażądanie przez MPK likwidacji przyjaznych pasażerom taktowych rozkładów jazdy.
Dyrektywa WE 1370/2007 nakazała betonowym włodarzom miast, którzy nie zrobili tego sami z siebie – na rozdzielenie organizowania komunikacji od wykonywania przewozów. W Częstochowie rozdział ten odbywał się w ciężkich bólach.
Chodziło o to, by ktoś dbał o jakość komunikacji. Dotychczas było to niewykonalne, bowiem przedsiębiorstwa organizujące same sobie komunikację musiały godzić dwa sprzeczne aspekty: organizować z założenia deficytową komunikację publiczną oraz dbać o wynik ekonomiczny przedsiębiorstwa. Z reguły wygrywała druga opcja, czego doświadczaliśmy do niedawna.
Gdy rozkłady układało MPK, na postulat o wprowadzenie rozkładu taktowego (łatwe do zapamiętania godziny odjazdów zawsze tyle samo minut po pełnej godzinie) – padała odpowiedź: ''nie da się''. Po podziale kompetencji między MZDiT (organizacja) oraz MPK (operator), na kolejnych liniach pojawiać się zaczęły rozkłady taktujące. W Częstochowie mamy biedne – z uwagi na ograniczone finanse – takty: 15 i 30 minut ale i tak się sprawdzają.
Mało tego! Poszczególne linie są ze sobą skoordynowane tak, by autobusy nie jeździły stadami, ale w równych względem siebie odstępach. W efekcie, na przystankach z dwoma liniami taktującymi co 15 minut otrzymujemy częstotliwość 7,5 minuty. Jedyna wada tego korzystnego dla przygniatającej większości pasażerów systemu, to brak możliwości dostosowania rozkładu do lokalnych koncertów życzeń typu „Pani Kowalska chce 2 minuty później”, bowiem wiązałoby się to ze zburzeniem całych modułów w pozostałej części miasta. Komunikacja, co warto podkreślić, jest systemem.
Pierwsza próba wprowadzenia faktów – mimo prrzedstawienia prasie tych planów – została odrzucona z przyczyn ambicjonalnych pracowników średniego szczebla kierowniczego MPK w myśl zasady „Ogon macha kotem” zamiast ''Kot macha ogonem”. Na szczęście z pomocą przyszły… zamknięcia ulic. Z ich powodu trzeba było wprowadzać kolejne objazdy, a przy tej okazji… pojawiały się rozkłady cykliczne. Udało się. Obecny system czeka na ostatnie szlify po uruchomieniu tramwajowej linii nr 3. Pasażerowie przyzwyczaili się do taktów chwaląc sobie wygodę – wystarczy zapamiętać jeden odjazd można bez trudu obliczyć pozostałe, zamiast uczyć się chaotycznego, całego rozkładu. Znikło już zjawisko pasażerów z karteczkami spisującym rozkłady z tabliczek.
MPK nie daje za wygraną
W ostatnim czasie, MPK zażądało od MZDiT likwidacji taktujących rozkładów jazdy, bowiem są one mało opłacalne dla przewoźnika. Jeden z pracowników niższego szczebla wprowadził bowiem w firmie nieistotny dla systemu i dla pasażera wskaźnik pracy autobusów. Dla niego ważne jest, aby autobus jeździł najlepiej cały czas. A to stoi w sprzeczności z ideą taktów – bywa, że na pętli autobus musi zaczekać na swój czas odjazdu.
Poza tym zażądano likwidacji skróconych kursów linii 17, jako wprowadzajacych w błąd i niekorzystnych dla pasażerów. Chodzi o to, że część autobusów jeździ tylko na odcinku pl. Daszyńskiego – Kawodrza Górna, ale wynika to z… braku dostatecznej liczby taboru w MPK. Nie jest to faktycznie sytuacja komfortowa, ale przecież lepiej – skoro nie da się wprowadzic 15-minutowego taktu na całej linii – by obowiązywał choć na jej ważnym odcinku. Nie ma wątpliwości, że dla pasażera korzystniejsza jest częstotliwość 15 a nie 30-minutowa.
Rozdział słuszny!
Te żądania pokazują, że rozdział na organizatora (MZDiT) i przewoźnika (MPK) był konieczny. Gdyby to MPK nadal organizowało sobie a nie pasażerom komunikację wedle zasady „Ważne, że tabor jeździ”, to wciąż obserwowalibyśmy stada autobusów na przystanku w jednej chwili i godzinę przerwy po nich. Do tego częstotliwości takie, aby „się opłacało” wysłać autobus.
Podobne niebezpieczne zamiary ma MPK względem nowej tramwajowej linii nr 3. MZDiT rozpisało już rozkład na 7,5 minuty w szczycie i 10 w pozostałych porach. I identycznie dla linii 1/2, co na wspólnym odcinku Północ – Estakada da częstotliwość niespełna 4-minutową. MPK zaś chce częstotliwości odpowiednio 10 i 12-minutowej, bo „ludzie i tak będą musieli pojechać”, a tych samych ludzi przewiezie się mniejszą ilością tramwajów.
Dwie-trzy minuty to niewielka różnica? Wbrew pozorom ogromna. Spójrzmy, co będzie w al. Pokoju: na przystanku przy pl. Orląt Lwowskich wg rozkładu MZDiT tramwaje pojawią się co 7,5 min a wg MPK co 10 min! A poza szczytem wg MZDiT co 10 min a wg MPK co 12 min.
Brońmy taktów!
Nowy Prezes MPK obiecał „Moją Przyjazną Komunikację”, więc chyba przywoła do porządku swoich podwładnych? Takty sprawdziły się, mimo, że funkcjonuj na granicy przydatności. Psychologiczna barier 15 minut oczekiwania w godzinach szczytu jest osiągnięta, ale jest nadal do przyjęcia. Na więcej nas nie stać, a szkoda, bo ideałem byłyby takty 10 i 20 minut, co polecamy włodarzom miasta na przyszłość, kiedy w kasie przybędzie nieco środków.
Niech komunikacja będzie przyjazna. To nie jest socjal dla biednych – to zdroworozsądkowa alternatywa poruszania się po mieście!