Kilka słów o wyprawie do Anglii
Cała historia związana z tym wyjazdem zaczęła się 9. sierpnia 2008r. ok. 13:30. W towarzystwie rodziny i przyjaciół zacząłem oczekiwać na autokar linii E-196 do Dover. Przyjechał dobre pół godziny po czasie.
Uśmiech na twarzy wszystkich wzbudził napis na burtach: "WZOREK". To firma wynajmowana przez Eurolines. W Opolu przesiadka i dołączamy do E-194 z Rzeszowa, koniec wygody w podróży, jest komplet pasażerów.
Sam przejazd poza schwytaniem kogoś przez SG w Olszynie był taki jak długa wycieczka. Prom płynął też jakoś szybko – wizyta w barze i chwila a tu widać już skały kredowe Dover.
W samym Dover nie wiem jak działa komunikacja poza jedną linią. Jest nią linia łącząca port z dworcem kolejowym. Koszt: 1 funt.
Ashford ma swoją komunikację miejską, ale raczej jest to komunikacja podmiejska w stylu naszych 58 itd. W autobusach nie naliczyłem więcej ludzi niż 10 osób. Ciekawe jak to się opłaca.
Ale koniec z Ashford. Wycieczka do Londynu. Pociąg to bajka. Niech nasze IC się chowa, cicho, szybko i z informacją czytelną i głosową. Jednak dla miłośników dworce są nieprzychylne, trzeba mieć bilet aby wejść na teren dworca. Coś takiego jak bilet peronowy tu oczywiście nie istnieje.
Metro w Londynie jest koszmarne. Chylę czoło przed naszym w stolicy. Duchota, zamknięte stacje i ogólnie tłumy ludzi. Żadnych pozytywnych doznań i tyle.
Niemniej jednak pomimo wysokich cen metra są w weekendy promocje. Cztery osoby jadące w sobotę do Londynu płacą po 11 funtów łącznie z możliwością jazdy metrem w Londynie (cena z Ashford Kent). Inna promocja to bilet za 23,50 tam i powrót. Ale to i tak jest drogo w porównaniu z polskimi cenami (odległość ok. 100km). Z drugiej strony drogo ale szybko, bo wspomniane 100km pociąg pokonuje w 70 minut – to jest na polskie warunki dobre dla pociągu pospiesznego bez przystanków. Tu postoje są.
Innąścią tej trakcji jest brak sieci trakcyjnej (ona jest tylko na linii Eurostar). Jest trzecia szyna zasilająca. Nie ma tu przejazdów kolejowych naziemnych (możliwość porażenia), same wiadukty i mosty. Można powiedzieć że jest to super bezpieczne skrzyżowanie drogi z koleją.
Powrót: cóż tu było chyba najciekawiej z całego wyjazdu. Planowo o 15:15 w Dover powinien się pojawić autokar Eurolines. A tu nic, jakieś inne tylko. W końcu ok. 15:50 przyjechał, ale ilość bagaży przerosła mozliwości autobusu i w końcu kierowcy upychali go w … kiblu pokładowym. W nocy obudziła nas kontrola graniczna holenderska na środku autostrady – nie wiem co to za zwyczaje jak jak jesteśmy w Shengen. Dalej już płynnie. Kierowcy wybrali jakieś boczne drogi – może celowo – i wjechaliśmy w okolice Olszyny. Tu już była Polska, półgodzinny parking, potem Wrocław i przesiadka w Opolu. 15:10 Piłsudskiego – koniec wycieczki.
Warto?? Może nie?? Sprawdźcie…