Jeżdżąc w plastikowym pudełku

Zazwyczaj, gdy budzimy się w środku nocy w ciągu tygodnia roboczego, zastanawiamy się nad tym, jak dojechać do roboty. Chyba, że jesteś prezesem wielkiego przedsiębiorstwa czy szefem mafii – wtedy o dowóz raczej nie musisz się martwić. Akurat tak się składa, że jest coraz więcej tak zwanych samochodów. Co lepsze, większość z nich się nawet odpala, więc nie trzeba włączać ogrzewania tylnej szyby, by komfortowo popchnąć wóz.

Niestety, nie wszędzie jest tak różowo. Popatrzmy na uczniów szkół gimnazjalnych. Cóż, raczej takich ludzi nie stać na samochód. Co najwyżej na malucha, a i tak gimnazjalista prędzej rozbije się nim na drzewie, niż spotka policję. Co pozostaje?

Nie, wcale nie taksówki. Po miesiącu takich jazd wydasz tyle pieniędzy, że bardziej opłacałoby Ci się wynająć dwóch Chińczyków, którzy nieśliby Cię na lektyce. Poza tym, przeżywasz emocje, gdy taki taksówkarz co chwilę przejeżdża na czerwonym świetle. To lepsze niż rosyjska ruletka.

W naszym mieście pozostaje tylko jedna możliwość. Tak, to oczywiście tramwaje i autobusy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Co prawda, komunikacją miejską ludzie bliżej interesują się tylko wtedy, gdy autobus spóźnia się dwa tygodnie, albo przyjedzie rok przed czasem. Wystarczy poczytać wątki na internetowym forum „Wyborczej”… Myślę, że gdyby chciano sfilmować Biblię, rolę Szatana przejąłby autobus MPK. A zamiast mówić „stacje drogi krzyżowej”, można powiedzieć „przystanki MPK”.

By nie było – w tym tekście wyrażam tylko swoje zdanie i nikt nie musi się z nim identyfikować. Właściwie, to mam prośbę – dla Waszego zdrowia psychicznego będzie lepiej, gdy nie będziecie się zgadzać z moim zdaniem.

Tak właściwie, to na forum Wyborczej uwielbiają wypowiadać się eksperci komunikacyjni. By nie było – faktycznie, Ci ludzie znają się na komunikacji jak mało kto. Ale, szczerze powiedziawszy, skąd ludzie mają wiedzieć, który autobus to konkretnie Ikarus 280.26? Jakieś sekcje, brygady? Dyskusja o Mercedesach… i dowiaduję się, że te nowe autobusy, które zakupiono, to Mercedesy, a potem następuje ciąg literek i znaków, jakby po klawiaturze przebiegł kot.

Co do przeklętych Merców. Wstyd się przyznać, ale krótkim jeszcze nie jechałem. Ale już zauważyłem, że nie wszystkie wejścia są niskowejściowe (czyli takie, które nie wymagają zdolności alpinistycznych do wejścia do autobusu). W ostatniej parze drzwi mamy jeden stopień. No cóż… Spróbuję wyjaśnić, czemu eksperci już ciskają gromy na MPK za to, że krótkie Mercedesy nie są takie, jakie powinny być.

Dobrze, jeżeli autobus ma silnik. W autobusach niskopodłogowych napęd umieszcza się w tzw. wieży, czyli rodzaju budowli z klocków Lego, która znajduje się na tyle pojazdu z lewej strony. Lub jest jeszcze inna możliwość. Po prostu silnik umieszcza się na tyle pojazdu, a by nie tracić powierzchni, kładzie się go pod siedzeniami.

Tak naprawdę, to trudno zmieścić silnik w podłodze o grubości papieru śniadaniowego. Może i autobus dostaje grubszy tyłek, co oznacza, że trzeba pokonać niebanalne wzniesienie, ale można się swobodnie przejść po całej długości i szerokości pojazdu. A dla ludzi, którzy chcą wejść, nie zginając kolan, zawsze pozostaną dwie pierwsze pary drzwi. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że krótkie Mercedesy miały być pozbawione schodków we wszystkich trzech parach drzwi…

Spójrzmy na cuda przegubowe, czyli takie, które są autobusami z dołączoną przyczepką. Wyobraźmy sobie konia i wóz. Zazwyczaj to koń ciągnie wóz. Podkreślam słowo – ciągnie. Tak teoretycznie działają nasze przegubowe autobusy marki Ikarus. Co prawda nie wszystkie, ale o tym kiedy indziej ponudzę.

W innych przegubowych autobusach mamy paradoksalną sytuację – to koń pcha wóz. To przyczepka tak naprawdę napędza autobus. Mercedesy nie odbiegają od tego trendu. Ale, odbiegając od tych nudnych spraw… Jak się jeździ? Gdy wszedłem, to sobie pomyślałem, że jestem w przychodni lekarskiej dla dzieci, a tuż obok znajduje się przeciętna palestyńska wioska. O, jakie ładne i kolorowe krzesełka (można je spokojnie nazwać „Niedzielny sen Polaka”). O, posłuchajcie… tam coś pika w oddali. Co więcej, drze się przez kilka ładnych sekund. Już odruchowo kładziesz się na podłogę, zakrywasz głowę… A tutaj tylko drzwi się otwierają. Żadnych wybuchów. Żadnych części samochodów w obrębie stu kilometrów. W Twoje ręce nie wpadnie głowa niedoszłego kierowcy samochodu – pułapki.

Ten opis mógłbym na tym zakończyć. Czepiając się – skrzypi i śmierdzi plastikiem, jakby wzięli kartony ze śmietnika, przyczepili kółka i wio w drogę. Ale to są nowe autobusy. Co więcej, wyciszenie działa prawie doskonale. Siedząc na ostatnich krzesełkach w przyczepce, możesz spokojnie porozmawiać przez telefon. Dodatkowo, mają ładne, pomarańczowe wyświetlacze, co oznacza, że prędzej zobaczysz numer linii niż autobus. Jeżeli miałbym oceniać… oczywiście, moglibyśmy wpuścić polskie jamniki na nasze drogi, ale wybraliśmy owczarki niemieckie, które wyhodowano w Turcji.

Na ocenę krótkich autobusów marki Mercedes przyjdzie jeszcze czas. Właściwie, dobrze, że kupiono nowe autobusy. A gdybania na temat marki zostawmy na później. Dziwi mnie tylko jedna rzecz. Często, jak podróżuję po Częstochowie, to widzę na niektórych liniach autobusy krótkie, w których każdy głębszy wdech oznacza niebezpieczeństwo śmierci pasażerów z powodu uduszenia. Spójrzmy – może autobus linii 12 chce nas zawieźć już uduszonym na cmentarz komunalny? Dla miłośników fizyki mamy linię 27 – ze względu na ścisk możemy przekonać się, czy naprawdę istnieje coś takiego jak Zakaz Pauliego. Mamy więcej przegubowych wozów – to dlaczego nie widać tej większej ilości?

Kończąc te rozważania na temat Mercedersów, zmienię troszeczkę temat. Właściwie, bardzo ciekawi mnie jedna rzecz. Jak, u licha, działa sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu ul. Wręczyckiej i Rocha? Naciskam przycisk – i spokojnie wybieram numer do Telepizzy. Co więcej, zdążę zjeść tą pizzę, wyrzucić opakowanie i dostać mandat za śmiecenie, zanim zapali się zielone światło i przejdę przez jezdnię. Mały apel do naukowców – nie zajmujcie się jakimiś genami, których i tak nie widać. Rozwiążcie największą zagadkę ludzkości – jak działa ta przeklęta sygnalizacja wzbudzana… chyba boską wolą.